niedziela, 6 września 2015

Prolog - Rozmowa kwalifikacyjna


Zamiast cieszyć się ostatnimi dniami wakacji przed najtrudniejszym rokiem szkolnym w życiu – klasa maturalna to już nie przelewki – Klaudia Praczyk stresowała się. Powodem jej niepokoju nie był zbliżający się egzamin dojrzałości. Nie, dziewiętnastolatka denerwowała się rozmową o pracę, która miała się odbyć za jakieś piętnaście minut z hakiem.
Dziewczyna o długich, brązowych włosach i niebieskich oczach niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Chciałaby, żeby już było po wszystkim. Chciała już wracać do domu z jasną informacją – zdobyła tą pracę albo nie. Takie czekanie ją wykańczało. Jej własne rozterki także.
Z jednej strony liczyła, że złapie tą robotę. Perspektywa posiadania własnych pieniędzy cieszyła ją, zwłaszcza, że jej rodzina była dosyć liczna. Rodzice na pewno ucieszyliby się, gdyby choć trochę odciążyła ich z wydatków – jej młodsza siostra i dwaj bracia co chwilę czegoś potrzebowali. To nie tak, że nie mieli co włożyć do garnka albo chodzili w starych ciuchach, ale utrzymanie sześcioosobowej rodziny to nie takie łatwe zadanie, a dodatkowy grosz zawsze się przyda. Poza tym, warunki proponowanej jej posady wydawały się idealne – praca nie zajmowałaby jej całego wolnego czasu, tak, że spokojnie kontynuowałaby swoje życie towarzyskie i uczyła do matury.
I tutaj właśnie zaczynał się problem. Bo co, jeśli jednak nie zdoła pogodzić tych dwóch aspektów? Zależało jej na kasie, lecz nie chciała zawalić szkoły. To drugie wciąż było ważniejsze. Co, jeżeli przez swoje dodatkowe zajęcia nie powiedzie się jej w majowym egzaminie? Albo na sprawdzianach i kartkówkach, których pewnie będzie całkiem sporo w tym roku? Nie wspominając już o całej tej dziwnej otoczce. Ogłoszenie znalazła w Internecie. Aplikowała na nie, a na odpowiedź musiała czekać całe dwa miesiące. Tak właściwie, to brunetka niemal zapomniała o tej ofercie. Gdy poprzedniego popołudnia odebrała telefon i usłyszała nieznajomy głos pytający ją czy wciąż jest zainteresowana posadą, omal nie przewróciła się ze zdziwienia.
- Przepraszam, czy pani Klaudia Praczyk? – usłyszała za sobą męski ton z dziwnym akcentem.
 Dziewczyna odwróciła się, podniosła głowę do góry… i po raz kolejny przeżyła szok.
Przed nią stał wysoki, muskularny mężczyzna o krótko ściętych blond włosach. Jego niebieskie oczy świdrowały ją przeszywającym spojrzeniem. Silnie zarysowana szczęka była pokryta dwudniowym zarostem.
- Tak… - odezwała się niepewnie.
- Świetnie. Możemy porozmawiać o tym ogłoszeniu?
- Tak – powtórzyła.
***
Laura Forowicz nie znała słowa „strach”, „stres” czy „niepewność”. To znaczy, może znała ich znaczenie, ale odczucia psychofizyczne związane z tymi emocjami były dla niej obce. Zawsze pewna swego dziewczyna bez obaw wkroczyła na parkiet i szeroko uśmiechnęła się do trzech nastolatek siedzących za stołem. Mulatka o czarnych włosach i czekoladowych oczach  właśnie rozpoczynała casting do Zaksa Cheerleaders. Spośród kilkunastu kandydatek pragnących zasilić szeregi zespołu, Laura posiadała zdecydowanie najwięcej optymizmu.
- Opowiedz nam coś o sobie, tak na początek – poprosiła jedna z jurorek.
- Nazywam się Laura Forowicz – przedstawiła się dziewczyna. – Mam osiemnaście lat, w tym roku będę pisać maturę. Choć to oczywiście nie przeszkodzi mi w treningach – zastrzegła. – Jestem bardzo aktywna, w zasadzie od dzieciństwa coś trenuję. Najpierw balet, ale szybko z tego zrezygnowałam, bo moje stopy po każdych zajęciach umierały. W przedszkolu chodziłam na taniec towarzyski. Niezbyt miło to wspominam, mój partner zawsze deptał mi po palcach. Taka niedorajda z niego była, naprawdę. Potem przerzuciłam się na zumbę, i to mi się podobało, biegałam na zajęcia przez całą podstawówkę i gimnazjum. Przed liceum przeprowadziłam się tutaj, do Kędzierzyna. Ćwiczyłam salsę i cza-czę no i teraz chciałabym spróbować swoich sił w cheerleadingu. W sumie, to zawsze mi się podobały te dziewczyny z amerykańskich filmów, które potrafiły stworzyć razem takie świetne układy.
- No dobrze, a co nam dzisiaj pokażesz? – zapytała druga z jurorek.
- Układ, który sama ułożyłam do mojej ulubionej piosenki.
- Okej, w takim razie zaczynaj.
Szatynka skinęła głową i włączyła muzykę. Z głośników popłynął utwór Omara Acedo, "Yo te quiero". Przez następne dwie minuty Laura zaprezentowała próbkę swoich umiejętności, które nabyła przez wszystkie lata swoich treningów. W jej tańcu pojawiły się elementy zarówno gorących latynoskich rytmów jak i spokojnego, dostojnego baletu (choć trzeba przyznać, że to drugie trwało zaledwie kilka chwil). Po występie dziewczyna ukłoniła się i powiodła wzrokiem po twarzach siedzących przed nią nastolatek, ciekawa ich reakcji.
- Interesujesz się siatkówką? – zadała pytanie jedna z nich, ta która do tej pory w ogóle się nie odzywała.
- Tak – przyznała. – Ale jeśli boicie się, że jestem tutaj tylko po to, by poderwać jakiegoś siatkarza, to nie musicie się martwić, bo mam swojego chłopaka i nie zamierzam go zdradzać. Kocham Zaksę, a nie jej zawodników. Moje podejście jest całkowicie profesjonalne, to mogę wam obiecać na pewno.
- To dobrze. To jest dla nas ważne – stwierdziła cheerleaderka pośrodku stołu.
- Tak, założę się, że przychodzą tu jakieś persony, które prezentują talent do sikania w majtki na widok siatkarza, zamiast do tańca.
Trójka jurorek parsknęła śmiechem.
- Taa, może to przemilczymy. Powiedz nam co możesz wnieść do naszego zespołu.
- Dużo uśmiechu i energii – odpowiedziała bez wahania szatynka. – Ja jestem osobą, która nie poddaje się łatwo i dąży do celu. No i wydaje mi się, że pomysłowość też jest moją dobrą stroną, umiem wymyślać układy, zresztą jeden wam przedstawiłam. I mam nadzieję, że jesteście z niego zadowolone, bo ja, no cóż, jestem.
***
Jurij Gladyr. Nadawcą tajemniczego ogłoszenia był siatkarz. Nie, żeby miała zemdleć ze szczęścia albo piszczeć jak co niektóre niedorozwinięte emocjonalnie dziewczyny chodzące na mecze. W zasadzie to Klaudia nawet nie śledziła Plusligi, ale mieszkając w Kędzierzynie trudno było nie kojarzyć sportowców grających w miejscowym klubie. Ich twarze pojawiały się na plakatach, autobusach krążących po mieście albo w lokalnych mediach. Dlatego, gdy zobaczyła stojącego przed nią mężczyznę, od razu rozpoznała w nim środkowego z nadanym mu jakiś czas temu polskim obywatelstwem.
Dlaczego Jurij Gladyr szukał opiekunki do dziecka?
Albo nie, to w sumie jest oczywiste.
Dlaczego Jurij Gladyr szukał opiekunki do dziecka przez Internet?
 - Pani jest strasznie młoda – zaczął bez zbędnych ceregieli zawodnik. – Ile ma pani lat?
- Dziewiętnaście.
- No właśnie…
- Ale, tak jak wpisałam w CV, mam doświadczenie w pracy z dziećmi. Co prawda nie była to prawdziwa praca, tylko wolontariat, lecz chodziłam do Domu Dziecka przez prawie trzy lata.
- Wiem, właśnie widziałem, że ma Pani to zaznaczone.
- I opiekowałam się moim młodszym rodzeństwem – dodała brunetka w przypływie odwagi. – Dwójką bliźniaków oraz siostrą. Skoro sprawdziłam się przy tak dużej ilości dzieci, to tym bardziej nie będę mieć problemów z upilnowaniem jednej dziewczynki, prawda? 

Witam Was ponownie! Być może ktoś pamięta mnie z moich poprzednich opowiadań. Teraz wracam z nową ekipą bohaterów, choć niezmiennie Zaksa będzie w tle. Liczę, że spodoba się Wam to, co dla Was przygotowałam. 
Czas poświęcony obu parom w poszczególnych rozdziałach nie zawsze będzie proporcjonalny, bo nie zawsze jednocześnie dzieje się u nich tak samo dużo ważnych rzeczy, więc może się zdarzyć parę rozdziałów pod rząd tylko o jednej parze, ale na pewno to zrozumiecie ;) 
Rozdziały będą dodawane w piątki, chyba, że nie uda mi się to z przyczyn losowych. Zaznaczcie proszę, jeśli chcecie być informowani o nowych postach i zostawcie jakiś kontakt, może to być mail, gg, Twitter albo po prostu adres Waszego bloga.