niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział dziewiętnasty - Niewypał

Pan Jurij ledwo co zamknął za sobą drzwi, gdy córka rzuciła się mu na szyję. Zdziwiony mężczyzna uścisnął dziewczynkę, ale nie zdążył zapytać czym spowodowane jest takie entuzjastyczne powitanie.
- Tato, mam dla ciebie niespodziankę!
Siatkarz zerknął na stojącą kilka kroków dalej opiekunkę. Ta jedynie się uśmiechnęła.
- Będzie pan zadowolony.
Blondyn przeszedł do pokoju czterolatki i usiadł na łóżku. Kompletnie nie wiedział czego się spodziewać. Raczej nie chodziło o rysunek czy budowlę z klocków, które mogłaby zrobić dla niego Daria. Córka przygotowała coś innego, coś z czego była wyjątkowo zadowolona. Nie tylko zresztą ona, bo pani Klaudia też wyglądała jakby miała w tą niespodziankę swój wkład.
Pociecha stanęła na środku pokoju, splatając ręce za sobą i w końcu się odezwała.
- Zasnął Jezus ze swą matką, aniołki czuwają, a do żłobka z daleka królowie zjeżdżają.
Brunetka zaczęła bić brawo. Kompletnie oniemiały Gladyr nadal nie do końca rozumiał co przed chwilą się przed nim rozegrało. A może wręcz przeciwnie – może właśnie rozumiał, ale głęboko wierzył w to, że coś wydedukował źle. Z wyjaśnieniami pośpieszyła jego pracownica.
- Daria dostała rolę w przedszkolnych jasełkach jako aniołek.
- Nauczyłam się z panią Klaudią mojego tekstu na pamięć – wtrąciła się zadowolona z siebie Daria. – To nasza niespodzianka. Jak ci się podobało?
Sportowiec nadal nie umiał wydusić z siebie słowa, choć zdawał sobie sprawę, że powinien w tym momencie pochwalić córkę, powiedzieć jej, że jest zdolna i że jest z niej dumny. Te zdania tak łatwo ułożone w jego głowie nie potrafiły jednak przejść mu przez gardło. Zamiast tego wyciągnął ręce w stronę małej i mocno ją wyściskał.
- Daria, muszę porozmawiać z panią Klaudią – powiedział mężczyzna, odsuwając się wreszcie od czterolatki. – Pobawisz się przez chwilę?
***
Brunetka nie potrafiła przestać się uśmiechać. Wiedziała, że jej pomysł był strzałem w dziesiątkę! Pan Jurij był absolutnie zachwycony. Chyba nawet wzruszony, skoro odjęło mu mowę. Jego mina była lepsza niż mogła sobie wyobrazić: na twarzy jej pracodawcy malowało się niedowierzanie, zaskoczenie i wzruszenie razem wzięte. Najlepszym obrazkiem było jednak to przytulenie córki, które wyrażało więcej niż jakiekolwiek słowa. Teraz znalazła się w kuchni sam na sam z panem Gladyrem i nie ukrywała, że czekała na swoją nagrodę.
- Co pani najlepszego wymyśliła?
Cała pewność siebie uleciała z dziewczyny, zastępując pozytywną energię uczuciem pustki i nerwowym bólem brzucha. Ton jakim jej pracodawca zadał to pytanie był zimniejszy i bardziej oschły niż  jakiekolwiek słowa, które od niego usłyszała. Nawet na samym początku ich współpracy nigdy nie odniósł się do niej w taki sposób. Pan Jurij był wycofany i mrukliwy, ale w jego postawie ani razu nie było wrogości. Zachowywał się obojętnie, a to całkiem coś innego niż wrogość, której bezskutecznie dopatrywała się Laura. Praczyk w żadnej sytuacji nie czuła się atakowana przez pana Gladyra. Aż do dzisiaj.
- Słucham? – zapytała słabo.
- Co to miało być? – warknął mężczyzna. – Co to za uczenie czegokolwiek Darii za moimi plecami? Dlaczego nic mi pani nie powiedziała o tych jasełkach? Co pani w ogóle sobie myślała? Chyba jasno się wyraziłem, że chcę być informowany o wszystkim, co dotyczy córki, prawda? Jak długo to w ogóle trwa? Od kiedy pani wiedziała o przedstawieniu i nie raczyła mi pani pisnąć nawet słowa?
- Od jakichś dziesięciu dni…
- Od dziesięciu dni nie znalazła się ani jedna okazja, żeby mi o tym powiedzieć?
- To miała być niespodzianka… - próbowała się usprawiedliwić dziewczyna.
- Bardzo nietrafiona! – huknął sportowiec. – Daria nie będzie brać udziału w żadnych jasełkach. Gdyby raczyła mi pani powiedzieć o tej roli, nie byłoby tematu. Teraz wszystko się zepsuło i na pewno nie ja będę to naprawiał. Pani zadaniem na jutro jest wytłumaczenie Darii, że nie będzie żadnym aniołkiem w żadnych jasełkach. Nie będzie jej nawet na widowni, tylko zostanie ze mną w domu. Nie wiem jak to pani zrobi, żeby obyło się bez jej zawodu. To wszystko, może już pani iść.
***
Klaudia nie uważała siebie za twardą dziewczynę, po której wszelkie niepowodzenia spływały  jak woda po kaczce. Jednocześnie nie była też typem wrażliwca, którego wzruszają lub smucą proste gesty. Swoją emocjonalność stawiała idealnie pośrodku tych dwóch postaw. Łzy mogły się pojawić przy jakichś znaczących wydarzeniach, przy ślubie albo przy zerwaniu z długoletnim partnerem. Tak przynajmniej się jej wydawało w czysto teoretycznych rozważaniach. Nigdy nie przeniosła ich na praktykę, bo dotychczas nie spotkała się z żadnym tak szczęśliwym bądź smutnym zdarzeniem, aby z tego powodu płakać. Jeśli miałaby się cofnąć w przeszłość i do swoich przemyśleń dodać sytuację, w której zgarniała reprymendę od szefa, też zapewne uznałaby, że nie jest do powód do łez. Dlaczego więc płakała?
Choć, gdyby się nad tym zastanowić, Praczyk nie załamała się przez tą naganę, a jej skutki. Nie trudno było je przewidzieć. Tak misternie budowana więź między nią a panem Gladyrem, przedzieranie się przez wszystkie jego mury obronne, każdy krok naprzód został właśnie zmarnowany. Ona nawet nie wróciła do punktu wyjścia, ale została wyrzucona jeszcze dalej do tyłu. I chyba właśnie dlatego płakała – bo straciła cenną nić porozumienia z panem Jurijem. Niestety nie sądziła, by udało się ją odbudować, gdyż mężczyzna naprawdę się na nią zdenerwował.
Niespodzianka okazała się niewypałem. Klaudia błędnie zinterpretowała milczenie pana Gladyra. To nie było zaniemówienie z zachwytu, lecz ze złości. On po prostu nie wiedział co powiedzieć i jak zareagować przy zadowolonej z siebie Darii. Siatkarz był naprawdę wkurzony, dziewczyna doskonale to widziała. Nie miała pojęcia jak wyjaśnić podopiecznej, że nie wystąpi na jasełkach.
Kompletnie nie rozumiała decyzji pana Jurija. Oczywiście, skoro nie chciał iść na przedstawienie, było logiczne dlaczego tak się zdenerwował. Nie wiedziała jednak dlaczego na nie nie idzie. Nie potrafiła wymyśleć ani jednego sensownego powodu. Nie odważyłaby się też zapytać o to swojego pracodawcy. Jak można nie chcieć zobaczyć swojej córki podczas jej występu? Jak można nie chcieć, by brała ona udział w przedstawieniu? Co w tym takiego złego? Przecież w taki sposób dzieci się rozwijają. Chyba każdy rodzic chce mieć utalentowane dziecko?...
Brunetka westchnęła, ocierając łzy. Miała nadzieję, że nowy dzień nigdy nie nadejdzie, bo nie wiedziała jak się z nim zmierzyć. Nie wiedziała, czy trudniejsze będzie spotkanie z panem Gladyrem, czy z jego córką. Pracodawca jest na nią zły i nie miała pojęcia czego się po nim w tej sytuacji spodziewać. Liczyła, że mężczyzna zwyczajnie ją zignoruje, jak to robił na początku ich współpracy. Nagle okazało się, że jego milczenie nie było najgorszą rzeczą jaka mogła się jej przytrafić. Jeśli chodzi o Darię, to nie miała najmniejszego pomysłu jak wytłumaczyć czterolatce, że nie weźmie udziału w jasełkach i że ich praca poszła na marne. Bała się tej rozmowy, tym bardziej, że ona sama na wszystko tak nakręciła dziewczynkę. Klaudia nie wiedziała jak w ogóle się do niej zabrać. Najchętniej cofnęłaby albo zatrzymała czas. Doskonale zdawała sobie jednak sprawę, że nie jest to możliwe i że będzie musiała się zmierzyć z jutrzejszym dniem oraz zadaniem, które postawił jej pracodawca.
Po niezbyt dobrze przespanej nocy nastał poranek. Brunetka nie znalazła żadnego sposobu na rozwiązanie swojego problemu. Dręczące ją kłopoty były wyraźnie wypisane na jej twarzy, bo jej mama szykująca bliźniaki do przedszkola od razu zapytała córki czy wszystko w porządku. Praczyk wyparła się prawdy, nie chcąc tłumaczyć rodzicielce całej sytuacji. Kiedy jednak podobne pytanie padło z ust Laury, dziewczyna przyznała się do swojego problemu, opisując koleżance wczorajsze wydarzenia.
- Nie wierzę! – zawołała zbulwersowana szatynka. – Naprawdę on nie chce iść na jasełka? Co za idiota!
- Przes…
- Nie , Klaudia – przerwała sąsiadce. – Nie będziesz dzisiaj go bronić. Dostałaś opierdol za to, że nauczyłaś Darię roli, bo pan Gbur wymyślił, że ona nie weźmie udziału w przedstawieniu. Serio? Zrozumiałabym, gdyby powiedział, że sam chciał z nią poćwiczyć albo gdyby cię okrzyczał, bo samowolnie zrobiłaś co ci się chciało. Ale opieprz dlatego, że on nie ma zamiaru iść na jasełka? No bez przesady. Widzisz, miałam rację, że on jest gburem. Co w tym takiego złego? Jeśli nie miał zamiaru iść, to mógł zmienić zdanie. Czy on jest ślepy i nie widzi, że Darii też zależy na tym przedstawieniu? Tutaj już nawet nie chodzi o to jak ciebie potraktował, ale jak postępuje wobec swojej córki. Myślałam, że dla niej jest się w stanie poświęcić, ale widzę, że nawet ona nie jest wystarczająco ważna. Boże, ale się przez niego zdenerwowałam! Głupota w czystej postaci. Jaki jest wysoki, taki głupi.
Praczyk parsknęła śmiechem. Porównanie Laury ją rozbawiło, a na jej ustach zagościł uśmiech po raz pierwszy od czasu wczorajszej reprymendy.
- Najgorsze jest to, że muszę powiedzieć Darii, że nie będzie aniołkiem. I nie mam pojęcia jak to zrobić.
- Ja uważam, że to on powinien z nią porozmawiać, to jest jego durne urojenie, że nie chce pójść na jasełka.
- Gdyby nie mój pomysł z niespodzianką, nie byłoby w ogóle tematu. Ja muszę to naprawić.
- Ja bym na twoim miejscu pogadała jeszcze raz z panem Gburem i kazała sobie wytłumaczyć dlaczego on nie chce iść na jasełka, a potem dopiero ewentualnie wyjaśnić to Darii. Co takiego masz do stracenia? I tak jest na ciebie zły. 

Tak, tak, styl rozdziału jak jego tytuł. Czy kiedyś odbiję się od tego stylistycznego dna? -.- I przepraszam za opóźnienie, to dlatego, że nie miałam znowu napisanego rozdziału i kończyłam go w dopiero dzisiaj. PS. Droga Julio, jeśli chodzi o ten usunięty komentarz to nic złego nie napisałaś! Ja sama nie wiem jak on się usunął, bo ja na pewno nic takiego nie klikałam, może ktoś mi się włamał na konto oO Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona :( Przepraszam, ale naprawdę nie wiem jak to się stało :/

piątek, 19 lutego 2016

Rozdział osiemnasty - Niespodziewane reakcje

Reakcja Maksa na pomysł zrobienia kursu instruktorki zumby była całkowicie odmienna niż Grześka. O ile przyjaciel ją rozśmieszył, o tyle informatyk podszedł do całej sprawy rzeczowo. W pierwszej kolejności zapewnił ją, że doskonale sobie w tej roli poradzi i że będzie ją wspierał. Potem doradził jej, aby odłożyła realizację swojego marzenia w czasie i zabrała się za nie w maju, gdy napisze maturę, co w zasadzie było bardzo rozsądne. Przecież wtedy skończy się też sezon Plusligi, więc zyska mnóstwo wolnego czasu.
- Wiesz co, jesteś najlepszy! – uznała, cmokając informatyka w policzek. – Ja w ogóle nie pomyślałam, żeby to przełożyć na później. Super to wymyśliłeś.
- Dziękuję – uśmiechnął się do niej ciepło. – Sama też na pewno byś na to wpadła.
Dziewczyna nie potrafiła powstrzymać myśli, że siatkarz to w tej sytuacji pewnie się napuszył z udawanej dumy albo rzucił jakiś tekst o swojej genialności. Szybko jednak odsunęła od siebie postać Boćka. Co ją to w ogóle obchodzi co on by powiedział albo zrobił?
Zamiast zaprzątać sobie głowę swoim przyjacielem, przytuliła się do szatyna. Nie chciała przyznawać się, że to pewnie on najbardziej ucierpiałby na tym kursie. Przecież nie zrezygnowałaby ze swojego zespołu cheerleaderek ani z nauki do matury. Naturalną koleją rzeczy to Maks poszedłby w odstawkę, a nie była pewna czy ich związek by to wytrzymał. Mimo, że teraz wszystko między nimi było dobrze, to jednak szybko mogło się to zmienić. Ledwo co wykaraskali się z jednej burzy zwanej Grzegorzem Boćkiem i Forowicz nie miała pewności czy kolejna przeszkoda w postaci braku czasu nie przyniosłaby katastrofalnych skutków. Nie chciała rozstawać się z informatykiem. Kochała go, a chyba nikt nie chce stracić tak ważnej osoby.  
***
Laura nie umiała zasnąć. Choć zamknęła oczy i próbowała się odgrodzić mentalnie od poświaty dwudziestoparocalowego monitora, nie potrafiła tego zrobić. Do jej uszu dobiegało stukanie w klawiaturę i strzępki muzyki, mimo, że Maks miał założone słuchawki. Poziom głośności był ustawiony na maksimum, więc dziewczyna i tak słyszała szum. Potrafiła nawet wyróżnić niektóre słowa, gdyż w mieszkaniu panowała idealna cisza. Jej ukochany tak wciągnął się w programowanie jakiegoś systemu, że zupełnie nie odczuwał upływu czasu. W przeciwieństwie do Forowicz, która od trzech godzin nieskutecznie próbowała zapaść w sen. Niepotrzebne dźwięki oraz światło skutecznie jej to uniemożliwiały. Szatynka nie chciała przerywać pracy informatyka, mimo, że coraz bardziej ją ona irytowała. Gdy cheerleaderka wyszła do kuchni, aby napić się wody, jej chłopak nawet tego nie zauważył.
- Nie możesz spać? – zapytał Grzesiek, który nagle pojawił się w drzwiach. Kiedy jedynie pokręciła przecząco głową, siatkarz wyciągnął w jej stronę rękę. – Chodź.
Laura z lekkim wahaniem ujęła jego dłoń. Brunet poprowadził ją do swojego pokoju, gdzie położył się do łóżka i pociągnął dziewczynę za sobą.
- Co ty robisz? - spytała oburzona.
- Przestań myśleć o Maksie – odpowiedział cicho sportowiec. – Zamknij oczy, wsłuchaj się w bicie mojego serca i zaśnij.
Chłopak objął ją, zamykając w swoich potężnych ramionach. W pierwszym momencie Forowicz bezskutecznie próbowała się z nich uwolnić, choć tak naprawdę wcale tego nie chciała. Przyjemnie czuła się przy przytulającym ją Grześku, nie mogła jednak się do tego przyznać. Dlatego też szybko dała za wygraną, uspokajając się i spełniając jego polecenie.
Już prawie spała, gdy do pokoju Boćka wpadł Maks. Jej ukochany zszokowany patrzył na leżącą w objęciach zawodnika Laurę. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie. W przeciwieństwie do Palowskiego, Grzesiek czuł się chyba wspaniale. Uśmiechał się na pół cwaniacko, a na pół z dumą, jakby chciał powiedzieć, że teraz cheerleaderka należy do niego.
I choć dziewczyna mogła to wszystko odkręcić, przerwać udawanie, że śpi, przestać podpatrywać tą scenę spod zmrużonych powiek, wstać i wrócić do informatyka, jednak tak się nie stało. Pozostała w swojej pozycji, może tylko na ustach pojawił się słaby uśmiech, dobitnie dając do zrozumienia, że wybiera przyjaciela.
***
Być może gdyby Klaudia nie była tak przejęta czekającymi ją wydarzeniami, zauważyłaby, że jej sąsiadka jest zaskakująco niemrawa i milcząca. Zwykle rozgadana i uśmiechnięta Laura dzisiaj nie powiedziała ani jednego słowa o sobie. Zamiast tego skierowała rozmowę na plany swojej koleżanki, która właśnie dziś miała przedstawić panu Jurijowi rolę Darii w jasełkach.
- To dla mnie nadal trochę szokujące – przyznała szatynka. – Przecież to pan Gbur, naprawdę nie boisz się, że on będzie zły, że zrobiłaś coś za jego plecami?
- Przestań! Pan Gladyr normalnie ze mną rozmawia, nigdy mnie za nic nie zganił, może nawet mnie trochę lubi. Za co miałby się złościć? To nic strasznego, że nauczyłam Darii tego wierszyka. Myślę, że będzie zadowolony.
Tak naprawdę to dziewczyna nawet nie dopuszczała do siebie innej myśli. Analizowała swój pomysł na tysiące sposobów i nie widziała w nim żadnych słabych stron. No, może tylko ewentualnie taką, że pan Jurij wolałby sam przećwiczyć z córką jej rolę. Nie sądziła jednak, by to jakoś specjalnie wpłynęło na ich niespodziankę. Będzie jeszcze dużo przedstawień, w których to pan Gladyr się wykaże w roli nauczyciela. Brunetka spodziewała się ogromnej wdzięczności pracodawcy. Może nawet dostanie jakąś małą nagrodę? Szeroki uśmiech skierowany tylko do niej w zupełności by jej wystarczył. Praczyk nie mogła się doczekać popołudnia, choć jednocześnie troszkę się stresowała. Był to jednak zdrowy stres, bardziej motywujący niż paraliżujący.
Ten dzień będzie piękny!
***
Chyba po raz pierwszy w życiu Laurze tak bardzo nie chciało się iść na swój trening na halę Azoty. Czuła się dziwnie po przebudzeniu, gdy przypomniała sobie swój sen z Boćkiem i Maksem w roli głównej. Dziewczyna nie wierzyła w ukryte znaczenie snów, ale wierzyła, że wpływa na nie głównie podświadomość. Czy to znaczy, że intuicja wybrała dla niej Grześka? Przecież to niedorzeczne.
Dziewczyna w ogóle nie miała ochoty widzieć dzisiaj przyjaciela, a doskonale wiedziała, że tego nie uniknie. Lubiła krótkie rozmowy w przerwie między ich zajęciami, lecz dziś ich nie chciała. Wydawało się jej, że nie zdoła spojrzeć chłopakowi w oczy, choć ostatecznie wcale tak się nie stało. Gdy zobaczyła czekającego na nią siatkarza, kompletnie zapomniała o tym bzdurnym śnie i powitała go szczerym uśmiechem.
- Witaj Lauro.
- Witaj, Grzegorzu.
- I co z twoim kursem zumby? Zdecydowałaś się?
- Tak, ale dopiero po maturze – stwierdziła, opowiadając Boćkowi o swoich obawach w związku ze zbyt napiętym grafikiem i brakiem czasu na spotkania z informatykiem.
- W zasadzie też pomyślałem o takim rozwiązaniu, ale nie było w moim interesie, żeby ci je podsuwać.
 Forowicz popatrzyła na zawodnika nie bardzo wiedząc co ma na myśli. „Nie było w jego interesie”? Zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale chyba nie chciała drążyć tego tematu, więc puściła te słowa mimo uszu.
- A co u ciebie? Jak ci się w ogóle podoba w Kędzierzynie? Lepiej czy gorzej niż w Częstochowie?
- A skąd ty wiesz, że wcześniej byłem w Częstochowie?  - zapytał, rzucając jej długie, uważne spojrzenie.
- Jestem kibicem, ja wiem takie rzeczy – wzruszyła ramionami, udając beztroskę.
Wcale się jednak tak nie czuła. Pewnie to wpływ tego absurdalnego snu, który cały czas siedział jej gdzieś z tyłu głowy, ale ten wzrok chłopaka ją zawstydził, zgasił jej pewność siebie i sprawił, że najchętniej by się przed nim schowała. Normalnie zapewne bez problemu wytrzymałaby jego spojrzenie, lecz dzisiaj nie miała na to odwagi. To jeden z tych nielicznych sytuacji w jej życiu, gdy komuś udało się ją zawstydzić. I to tylko jednym gestem.
- Aha – mruknął Bociek, nie zdając sobie sprawy jakie emocje wywołał u swojej przyjaciółki. – W sumie tutaj jest całkiem podobnie jak w Częstochowie, wielkość miasta jest zbliżona, więc aż tak duża zmiana to nie była. Ale jeśli chcesz, to możemy się umówić kiedyś, żebyś mi pokazała jakieś ciekawe miejsca, w końcu mieszkasz tu dłużej.
- Zobaczymy – stwierdziła wymijająco.
- No właśnie, a jak ty się znalazłaś w Kędzierzynie? Przecież chodziliśmy do tej samej podstawówki, jakim cudem wywiało cię z Tomaszowa aż tutaj?
- No na pewno nie siatkówka. Moja mama była asystentką zarządu w banku. Jej placówka upadła, ale dyrektor był tak zadowolony z jej pracy, że postawił sobie za punkt honoru, żeby nie zostawić jej na lodzie, dlatego przeszukał całą sieć w Polsce. W Kędzierzynie było akurat wolne miejsce, mama dostała takie referencje, że grzechem byłoby jej nie zatrudnić. Przeprowadziliśmy się tutaj z rodzicami dwa lata temu.
***
Podekscytowana Klaudia nie potrafiła doczekać się powrotu pana Gladyra z treningu. Niemniej niecierpliwa Daria powtarzała w kółko cały swój wierszyk, który rzeczywiście opanowała do perfekcji. Praczyk była dumna nie tylko ze swojej podopiecznej, ale także z siebie, bo całą niespodziankę udało się utrzymać w tajemnicy. Pan Jurij na pewno niczego nie podejrzewał, tym bardziej więc cieszyła się na wyobrażenie jego zaskoczonej miny. To na pewno będzie niezapomniane przeżycie. No i to podziękowanie za włożoną pracę! Dziewczyna wymyśliła już tysiące scenariuszów w jaki sposób mogłoby się to odbyć, liczyła jednak, że pracodawca zaskoczy ją czymś całkiem innym. Nie myślała tu oczywiście o pocałunku czy zaproszeniu na randkę, ale miała głęboką nadzieję, że ich stosunki ocieplą się jeszcze bardziej. Może takimi małymi kroczkami dojdą do prawdziwego szczęścia? Chciała tego najmocniej na świecie!
- Tata wrócił! – radosny krzyk czterolatki wdarł się w przemyślenia brunetki.
Przedstawienie czas zacząć

Już prawie nadrobiłam wszystkie Wasze blogi, do ostatnich osób dotrę jutro i w niedzielę ;) Co do rozdziału, to miałam nadzieję w nim opisać jeszcze pierwszą reakcję Jurija na niespodziankę Darii i Klaudii, ale wtedy ten rozdział byłby o wiele dłuższy, więc poczekacie jeszcze tydzień, dobrze?

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział siedemnasty - Pomysły


Początek grudnia przyniósł ze sobą świąteczne ozdoby porozwieszane na ulicach, sklepowych witrynach oraz przedszkolnym korytarzu. Nawet w hali Azoty pojawiła się przystrojona srebrem i złotem choinka. Bożonarodzeniowy nastrój wdzierał się w życie mieszkańców Kędzierzyna-Koźla, przypominając o sobie nie tylko poprzez migoczące światełka, ale również świąteczne piosenki coraz częściej puszczane w radiu i centrach handlowych.
Powiedzieć, że Klaudia lubiła święta było dużym niedopowiedzeniem. Ona je wręcz kochała. Od najmłodszych lat był to jej ulubiony czas w całym roku. Nigdy nie wyrosła z dziecięcej radości z Bożego Narodzenia i nie sądziła by kiedykolwiek miało to nastąpić. Uwielbiała te trzy dni wypełnione spotkaniem z rodziną, kolędowaniem i niepowtarzalną atmosferą. Nie wspominając już o potrawach, które były serwowane jedynie w Wigilię. Jeśli chodziło o Gwiazdkę to zdecydowanie przeżywała ją na poziomie emocjonalnym swoich najmłodszych braci – no, może z tą tylko różnicą, że to nie na prezenty czekała najbardziej.
- Dzień dobry. Czy mogłabym z panią chwilę porozmawiać?
Brunetka nieco zdziwiona popatrzyła na wychowawczynię swojej podopiecznej. Do tej pory nigdy nikt nie miał żadnych zastrzeżeń do zachowania Darii. Dziewczyna nie miała pojęcia co takiego mogła ona przeskrobać.
- Oczywiście. Coś się stało?
- Chciałabym, żeby Daria wystąpiła w jasełkach jako aniołek. Tutaj jest tekst do nauczenia, to tylko cztery wersy, więc na pewno sobie poradzi.
Na twarzy Praczyk rozkwitnął uśmiech. Momentalnie obudziły się w niej wspomnienia z jej dzieciństwa, kiedy sama brała udział w przedstawieniach. Zawsze liczyła na rolę Maryi i nigdy nie była jej ona przydzielona. Tak jak Daria, za każdym razem zostawała aniołkiem.
- Ojej, dziękuję. Jeszcze dzisiaj zaczniemy naukę. I przekażę to panu Gladyrowi.
***
Od kiedy Laura przyznała sama przed sobą, że jej kolega rzeczywiście może czuć do niej coś więcej niż tylko przyjacielską sympatię, zaczęła zwracać na każdy jego gest i żart większą uwagę. Czekała na kolejną dwuznaczność, choć jednocześnie miała nadzieję, że nigdy się ona nie pojawi, bo wciąż nie wymyśliła jak mogłaby na nią zareagować, nie raniąc Boćka. Ku jej zdziwieniu, chłopak zachowywał się całkowicie normalnie. Ani razu nie przekroczył granicy przyjaźni, nie mówił ani nie robił nic, co można by uznać za podryw. I to nie tak, że szatynka wmawiała sobie, że nic się nie dzieje. Naprawdę nic się nie działo. Rozmawiali ze sobą na zupełnie neutralne tematy, śmiali się, ale nic poza tym. Forowicz pamiętała wszystkie poprzednie sytuacje, które mogłaby zinterpretować na różne sposoby: gdy Grzesiek pokazał na nią po zdobyciu asa albo kiedy mówił jej, że ładnie wygląda… Teraz nic takiego nie miało miejsca. Może to dlatego, że opowiedziała siatkarzowi o swojej randce z Maksem? Jeśli to sprawiło, że brunet porzucił nadzieje, to jej tylko to było na rękę, mimo, że nie mówiła mu o tym romantycznym spotkaniu z rozmysłem. To po prostu opowieść, którą chciała się podzielić.
Ale to dobrze. To wszystko dobrze.
***
Stosunki Klaudii ze swoim pracodawcą stopniowo ulegały ociepleniu. Choć dziewczyna bardzo przeżyła to przymusowe nocowanie u pana Gladyra, bo cała sytuacja była jednak trochę traumatyczna, wydawało się, że mężczyzna włączył ją w grono nieco bliższych sobie osób. Teraz już nie tylko odpowiadał na jej powitanie czymś więcej niż ponurym skinieniem głowy, ale także pytał jak minął jej spędzony z Darią czas. Sama brunetka też już zapomniała o swoim strachu wobec siatkarza, darząc go zdrowym szacunkiem. I odrobiną miłości, ale to akurat przyznawała jedynie przed sobą. Paradoksalnie, to zadurzenie się w panu Juriju nie wpływało na nią paraliżująco, a wręcz przeciwnie – dziewczyna otwierała się na każdą rozmowę, obdarzała uśmiechami i z dziwną pogodą ducha zadawała pytania o jego trening albo plany na resztę dnia. Gdy udawało się jej pochwycić spojrzenie pracodawcy albo jego uśmiech, przez moment była najszczęśliwsza na świecie, ale obywało się bez słynnych motyli w brzuchu czy dreszczu wzdłuż kręgosłupa.
Praczyk nie roztrząsała skąd bierze się jej odwaga. Zamiast tego jeszcze raz z niej skorzystała, proponując czterolatce coś, o czym kilka tygodni wcześniej nawet by nie pomyślała. Chociaż w jej opinii to nie była odwaga, a świetna niespodzianka. Dziewczyna wymyśliła bowiem, by w tajemnicy przed jej pracodawcą nauczyć się z jego córką tekstu na jasełka i zaprezentować go, gdy mała opanuje perfekcyjnie czterowersowy wierszyk. Jeśli tylko Daria dochowa tajemnicy, pan Gladyr na pewno będzie miło zaskoczony.
***
W zespole szkół, do której uczęszczały sąsiadki, lekcje wfu były podzielone na osobne grupy chłopców i dziewczyn. Na czwartkowej lekcji oprócz nauczyciela pojawiła się młoda, około dwudziestoletnia dziewczyna ubrana w wzorzyste leginsy i koszulkę w krzykliwym, neonowożółtym kolorze.
- Dobra, dzisiaj jak widzicie mamy gościa – odezwał się wuefista po sprawdzeniu obecności. – To jest pani Weronika, która zamiast mnie poprowadzi lekcje. Pani Weronika jest u nas w ramach popularyzowania aktywności fizycznej wśród młodzieży i jest instruktorką zumby. Macie być posłuszne pani Weronice, chyba nie muszę przypominać? – mężczyzna potoczył spojrzeniem po swoich uczennicach. – Cóż, w takim razie życzę miłej zabawy.
Instruktorka uśmiechnęła się do stojących przed nią dziewczyn. Jeśli była zestresowana czekającym ją zadaniem, to bardzo dobrze to ukrywała, bo wydawała się wyluzowana.
- Cześć, dziewczyny. Czy któraś z was kiedyś była na zumbie?
Ręka Laury powędrowała w górę.
- Aha, czyli tylko jedna osoba. Nie ma co się przejmować. Dziewczyny, zumba to przede wszystkim dobra zabawa, nie przejmujcie się, jeżeli coś wam nie wyjdzie, bo tu nie chodzi o to, żeby trzymać się kroków i rytmu. Możecie nawet tańczyć jak same chcecie. Jeśli macie jakieś pytania, sugestie piosenek, to mówcie śmiało, dobra? Okej, to zaczynamy!
Ostatecznie lekcja poprowadzona przez Weronikę okazała się być bardzo udaną. Na każdej z twarzy widniał uśmiech, a dziewczyny opuszczały salę gimnastyczną zmęczone, ale szczęśliwe. Zumba wyzwoliła endorfiny, sprawiając, że dzień stał się odrobinę mniej pochmurny. Szatynka, która swego czasu uczęszczała na te zajęcia regularnie, przypomniała sobie za co tak bardzo je kochała.
- To było niemal wzruszające, że mogłam znowu potańczyć – stwierdziła.
- Przecież ty i tak tańczysz w swoim zespole cheerleaderek – zdziwiła się Mariola, koleżanka z ławki.
- Wieeem, ale to nie to samo co zumba. W zespole muszę się dostosować do reszty, a tutaj można się też wyżyć.
- A nie myślałaś, żeby zostać instruktorką jak ta Weronika?
- Co? Nie nabijaj się ze mnie.
- Ale ja mówię serio! – zapewniła dziewczyna. – Naprawdę byś się nadawała, masz wyczucie rytmu, jesteś pewna siebie, sama też potrafisz tworzyć choreografie. Ja bym się na twoim miejscu porządnie zastanowiła.
***
Słowa koleżanki dały Laurze do myślenia. Na kolejnych lekcjach szatynka zastanawiała się nad pomysłem Marioli. Im dłużej analizowała wady i zalety tej decyzji, tym bardziej była zdecydowana na kurs instruktorski. Przecież to świetny sposób, żeby sobie dorobić, gdy pójdzie na studia. Poza tym, jej koleżanka miała rację: posiadała predyspozycje do tej pracy. Nie wstydziła się obcych ludzi, łatwo nawiązywała kontakty i kochała taniec. Miała cechy jakimi powinna odznaczać się instruktorka zumby. W zasadzie jedynym minusem był fakt, że do swojego i tak już napiętego grafiku, musiałaby wepchnąć jeszcze ten kurs, a nie chciała rezygnować ani ze swojego cheerleaderskiego zespołu, ani ze spotkań z Maksem, nie wspominając już o nauce do matury.
Forowicz zapomniała na chwilę o swoich rozterkach, gdy przyjechała na halę Azoty na swój trening. Podczas wykonywania swoich akrobacji i układów, zapomniała o zumbie, ale gdy Olka pozwoliła im uciekać do szatni, dylemat powrócił. Na szczęście dzisiaj miał po nią przyjechać Maks, więc dziewczyna liczyła, że ukochany pomoże jej poukładać tą sprawę.
- Witaj Lauro – siatkarz tradycyjnie czekał na nią przy bocznych bandach boiska.
- Witaj Grzegorzu – uśmiechnęła się. – Widzę, że ty jak zwykle się nie śpieszysz.
- Mam trochę czasu – wykręcił się. – Co tam słychać?
Choć wcześniej planowała, że to Palowski będzie pierwszą osobą, której opowie o swoich planach, przy atakującym słowa przepłynęły przez jej usta zupełnie naturalnie, jakby kierowane przez intuicję, a nie świadome działanie.
- Zastanawiam się nad zrobieniem kursu na instruktorkę zumby – przyznała.
- O nie, też będziesz taka świrnięta jak one? – jęknął załamany Bociek.
- No bardzo ci dziękuję za wsparcie! – prychnęła, ukrywając rozbawienie.
- Przyjaciele powinni sobie mówić prawdę – uznał.
- A to jesteśmy przyjaciółmi? – zdziwiła się.
- No raczej!
- Extra. Ja lecę się przebrać, bo czeka na mnie Maks.
Szatynka ruszyła w stronę swojej szatni, uśmiechając się pod nosem. Cieszyło ją, że zawodnik określił ich mianem przyjaciół. Miło było mieć takie potwierdzenie. Bardziej jednak ją zaskoczyło, że Grzesiek znał stereotyp zumberki. Bo rzeczywiście tak się składało, że instruktorki tego tańca były tak pozytywne i w wiecznie dobrym humorze, że można by to wziąć za objaw niezrównoważenia psychicznego.
- Lauro? – głos Boćka wdarł się w przemyślenia dziewczyny.
Cheerleaderka odwróciła się w jego stronę.
- Będziesz świetną instruktorką zumby.
Uśmiech na jej twarzy stał się nieco szerszy, a samopoczucie podskoczyło kilka punktów w górę.
- Dzięki. 

Wiem, że mnie tu nie było trochę dłużej niż zapowiadałam, bardzo Was przepraszam! Drugie przeprosiny należą się za to coś powyżej, zdaję sobie sprawę, że ten rozdział to takie flaki z olejem i nic się tu nie dzieje, ale to częściowo dlatego, że ten rozdział jest przejściowy/wprowadzający do przyszłych wydarzeń, więc musiał się tu znaleźć. Mam nadzieję, że następny spodoba się Wam i mi bardziej :) Przepraszam też za zaległości na Waszych blogach, za wszystkie się zabieram jak najszybciej!